Na Manehattanie nastał kolejny
wiosenny ranek. W sumie nic w tym nadzwyczajnego, gdyby nie to, że
nie było na niebie słońca. Wszędzie ciemność, którą
rozświetlały jedynie uliczne latarnie i światła bijące z okien
wielkich wieżowców. Wieczna noc, którą sprowadziła do Equestrii
Księżniczka Luna lepiej znana jako Księżycowa Czarownica, trwała w
już od dwóch miesięcy. Większość kucyków zdążyła już się
przyzwyczaić do nowego porządku świata, jednak w głębi serca
wszyscy tęsknili za dniem i światłem... oraz za Księżniczką
Celestią. Do tej pory nikt nie wiedział, co się z nią stało.
Gdzieś w centrum Manehattanu w jednym
z wielkich wieżowców na dwunastym piętrze spał w najlepsze
zielonowłosy kucyk. Miał na sobie ciemnofioletową bluzę,
najwidoczniej nie zdążył uszykować się do snu, który zastał go
znienacka. Obok niego na łóżku leżał laptop z uruchomioną grą,
pewnie był to CS:GO. Na szafce przy łóżku leżał jego nowoczesny
telefon, który zaczął po chwili wibrować, a z jego głośnika
zaczęła lecieć głośna muzyka. Był to oczywiście rap, ulubiony
gatunek muzyczny naszego bohatera. Kucyk mruknął pod nosem ciche
przekleństwo i nie otwierając oczu sięgnął po urządzenie.
Zielonowłosy próbował przez sen wyłączyć budzik, jednak nie
udało mu się to. Musiał w końcu otworzyć oczy, aby uciszyć
piosnkę, która zaczynała go już irytować.
Chciał dalej iść spać, jednak
musiał dzisiaj jechać do Ponyville. Miał tam umówione spotkanie
ze swoim klientem. Warren, bo takie imię nosił zielonowłosy, był
dilerem narkotyków. Najczęściej to klienci przyjeżdżali do jego
miasta po towar, jednak jeden z jego najlepszych klientów, Cukinia,
złamał nogę i tym razem to Warrie musiał do niego pojechać. Nie
chciał przecież stracić klienta. Cóż, taka praca. Wstał,
zamknął komputer i poszedł odświeżyć się do łazienki.
***
Godzinę później Warren stał na stacji kolejowej i czekając na pociąg jadący do Ponyville popijał swojego ulubionego energydrinka o smaku kocimiętki. Tak, firma "PegasusPower" produkowała najlepsze energetyki w całej Equestrii. Zielonowłosy rozejrzał się po peronie. Chciał wiedzieć, czy przypadkiem nie będzie musiał jechać jednym pociągiem z policjantem. Peron był oświetlony, dzięki czemu widział doskonale wszystkich pasażerów. Niedaleko niego stała jakaś babcia z dwoma źrebakami, które bez przerwy próbowały jej coś opowiedzieć w tym samym czasie, przez staruszka nic nie rozumiała. Trochę dalej stał jednorożec, wyglądał na kogoś bogatego i ważnego, zapewne jechał do Canterlotu. Co chwilę patrzyły na niego jakieś klacze, w sumie trzy całkiem ładne klacze, dałby im 8/10. Jednorożec jednak nie zwracał na nie najmniejszej uwagi. Nie sądził, by ktokolwiek z tych kucyków mógł pracować w policji.
Po kilku minutach obserwowania peronu nadjechał pociąg do Ponyville. Warren otworzył drzwi do nowoczesnej maszyny i wepchał się do środka, nie zwracał najmniejszej uwagi na wysiadających z niego pasażerów. Popchnął na schody jakiegoś piegowatego kucyka, który dziwnie się na niego patrzył.
- Masz jakiś problem?! - krzyknął przez ramię do nieznajomego i nie czekając na odpowiedź tamtego kontynuował przepychanie się w stronę interesującego przedziału.
W końcu znalazł miejsce dla siebie w pustym przedziale dla palących. Wyciągnął swojego epapierosa, nikt tu nie widział, że vapuje. Przy innych palił jedynie prawdziwe papierosy. Nikt nie postanowił usiąść tam, gdzie on, chociaż miał nadzieję, że klacze z peronu dołączą do niego. Pewnie polazły gdzieś za tym bogatym jednorożcem. On też miał nawet dużo pieniędzy ze sprzedawania narkotyków, jednak nie ubierał się tak, aby wszyscy to widzieli. Po co miał przyciągać uwagę innych drogimi ubraniami? W jego zawodzie liczyło się bycie ostrożnym i nie mógł się zbyt rzucać w oczy innych kucyków.
Wyjął ze swojego plecaka słuchawki i włączył na telefonie rap. Reszta drogi upłynęła mu na słuchaniu muzyki i patrzeniu na widoki za oknem vapując czekoladowy liquid. Już w połowie drogi do Ponyville w jego przedziale prawie nic nie było widać, wszędzie unosił się biały dym. Pewnie dlatego na następnych stacjach nikt się do niego nie dosiadł. Jemu to jednak nie przeszkadzało.
***
Na miejsce dotarł dwie godziny później. Ponyville było zwykłą małą wioską. Zanim na świcie zapanowały mroki jego okolice były dosyć przyjazne, jednak po powrocie siostry Celestii przestępczość w tym miejscu znacznie wzrosła. Kręciło się tu dużo wozów policyjnych.
Warren zarzucił na głowę kaptur swojej fioletowej bluzy i kryjąc się w cieniu mniejszych uliczek dotarł do domu swojego klienta. Zapukał do drzwi wiejskiej chatki na uboczu. Drzwi otworzył mu wysoki kucyk podpierający się laską. Kucyki weszły do środka domku i usiadły na starej kanapie w salonie. Warren pogadał przez chwilę z Cukinią, okazało się, że jego klient złamał sobie nogę uciekając przez dziwnymi stworzeniami. Raczej już nie kupi od Warriego LSD. Cukinia chciał wiedzieć co słychać u zielonowłosego, ale ten krótko odpowiadał na pytania. Wolał nie mówić klientom za dużo o sobie, nie chciał mieć problemów, jeśli złapałaby ich policja. Cukinia chyba zauważył, że jego diler nie jest zbyt chętny do rozmowy i poprosił o zamawiany przez niego xanax. Warren wyciągnął z plecaka mały pojemniczek z tabletkami, w zamian dostał pieniądze za nie i koszty dojazdu do Ponyville.
Warren opuścił dom i zapalił papierosa. Miał jeszcze kilka godzin do powrotnego pociągu, więc mógł powłóczyć się po miasteczku. Było tu o wiele mniej światła niż w metropolii, w której mieszkał. Łatwiej będzie się ukryć.
***
W końcu znudziło mu się ciągłe chodzenie po małej wiosce i postanowił położyć się spać na pobliskiej ławce. Nie przechodziło tu zbyt dużo kucyków. Pomyślał, że jest tu w miarę bezpiecznie. Podłożył plecak pod głowę i poszedł spać. Gdyby ktoś chciał go zaatakować lub okraść miał w kieszeni bluzy swój złoty pistolet.
***
- Proszę wstać - Warren usłyszał nad uchem damski głosik.
Zdezorientowany ogier wstał z ławki. Zobaczył przed sobą fioletową klacz o dwukolorowych oczach i dużej ilości blizn. W świetle latarki, którą trzymała w ręce jej włosy mieniły się w różowych i niebieskich kolorach. Zafascynowała go ich nietypowa barwa, jednak po chwili oderwał wzrok od włosów klaczy i rzucił do niej krótkie:
- Czego?
- Nie widziałam cię wcześniej w Ponyville, a mieszkam tu dość długo - klacz spojrzała podejrzliwie na zielonowłosego.
- Przyjechałem pozwiedzać.
- Pozwiedzać? - Warren czuł jak oczy nieznajomej próbują go prześwietlić. - Skoro przyjechałeś pozwiedzać czemu znalazłam cię śpiącego na ławce?
- Wstałem wcześnie. Byłem zmęczony.
- Czemu nie poszedłeś więc do hotelu?
Warren był niemal pewny, że osoba, z którą właśnie rozmawia nie jest zwykłym obywatelem. Dobrze, że nie miał już przy sobie żadnych narkotyków. Chciał jak najszybciej zakończyć tą rozmowę.
- Okazało się, że wziąłem ze sobą za mało pieniędzy.
- Nie masz tu przypadkiem żadnych znajomych?
Kiedy ona w końcu da sobie spokój?
- Nie.
- To bardzo ciekawe - uśmiechnęła się pod nosem klacz. - Jakieś trzy godziny temu widziałam cię, kiedy wchodziłeś do domu na drugim końcu miasta.
Zielonowłosy poczuł niepokój. Był pewny, że nikogo nie było na ulicy, kiedy wchodził do chatki Cukinii. Czy to możliwe, że... Cukinia współpracował z policją? Czy to wszystko było zaplanowane? Postanowił jednak się opanować i nie dać po sobie poznać żadnych emocji.
- Nie starczyło mi pieniędzy na wodę. Wszedłem do przypadkowego domu, właściciel tego domu poratował potrzebującego - przechylił lekko głowę i patrzył jej prosto w oczy. - A cotyle pytań zadajesz, laska? Z policji jesteś?
Merry?